Uzależnienia - Forum - Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 


Poprzedni temat «» Następny temat
Wpływ marichuany na emocje i uczucia
Autor Wiadomość
MKA

Wysłany: 15-10-2014   Wpływ marichuany na emocje i uczucia [Cytuj]

Poznałam chłopaka.. Zaczęliśmy się spotykać. Dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Miałamwrażenie a nawet byłam pewna,że bardzo mnie polubiłi chcał spędzać ze mną czas,więc nei był do mnei obojętnie nastawiony. Dowiedziałam się,że pali, dość dużo. Ja wtedy też paliłam,ale sporadycznie. Z biegiem czasu przy blizszym poznaniu zaczęłam zauważać,że jest kompletnie obojętn uczuciowo. Widziałam to nie tylko po sobie. Był taki również wobec innych.W pewnym moemencie przestał się odzywać z niewiadomych mi powodów. Jego zachowanie i kompletny brak życia uczuciowego i emocjonalnego dało mi dużo do myślenia. Były momenty,że bez słów zauwazyłam jakieś emocje w nim. Dużo o tym myślę i cholernie mnie ta sytuacja boli. Czy marichuana ma wpływ na uczucia i emocje palacza? Jeśli tak to jaki ? Macie jakieś doświadczenia ?
 
 
Paweł100

Wysłany: 16-10-2014    [Cytuj]

Oczywiście że ma wpływ jak każde uzależnienie. Taki głupi przykład to na pewno rozdrażnienie na głodzie a wręcz złość kiedy jest głód i nie można go zaspokoić. Na moim przykładzie mogę powiedzieć że kiedy byłem pod wpływem to do wszystkiego podchodziłem obojętnie-zupełnie inaczej przeżywam teraz wszystko trzeźwy.
Marihuana sama w sobie również może wpływać negatywnie na mieszanie się substancji w mózgu odpowiedzialnych za prawidłowe samopoczucie.
Jednak czy chłopak na Ciebie nie zwraca uwagi przez używanie marihuany to już nie wiem...
Może warto zapytać czy coś się stało że wam się psują relacje jeśli Ciebie to dręczy ?
Pozdro
 
 
MKA

Wysłany: 16-10-2014    [Cytuj]

Interesuje mnei głównie ta obojętność. To jest człowiek, jedyny jakiego znam, który prawie w ogóle nie mówi o tym co czuje i co przeżywa. Jest jak kamień Nie wydaje mi się to naturalne,rozumiem, są ludzie, którzy o swoich uczuciach nie mówią, ale ten ma wyjątkowo zaawansowany stan. Myślę też o innych swoich bliskich znajomych,którzy palą i z którymi rozmawia mi się najlepiej w świecie i jednocześnie zastanawia mnie jak zły wpływ ma na nich palenie. Czasami sama zastanawiam się czy nie wariuje i może to nie jest takie groźne jak mi się wydaje ? Kompletnie się pogubiłam. Nie wiem już jakie fakty o marichuanie są prawdziwe. Spędzajac sporo czasu wśród palących znajomych i ludzi niepalących naprawdę mozna sie w tym zagubić.
 
 
Paweł100

Wysłany: 18-10-2014    [Cytuj]

Na pewno palenie marihuany jest szkodliwe,to że jest zamknięty w sobie może nie być bezpośrednio związane z marihuaną.Może ma niską samoocenę,może się wstydzi albo może są inne powody,trudno ocenić.
Tu masz link co do marihuany i jej szkodliwości:
http://zielonemity.republika.pl/mity.html
 
 
brooklyn

Wysłany: 20-10-2014   bezsilna [Cytuj]

Witam,
nawet nie wiem od czego zacząć... może od tego, że mam 26 lat, jestem żoną i matką 2,5 rocznej Mai. Małżeństwom jesteśmy od 2012r. Parą niewiele dłużej i tu chyba był nasz błąd, że pobraliśmy się tak szybko. Po ślubie dowiedziałam się, że mój mąż pali marihuanę. W tamtej chwili poczułam się jak spoliczkowana, ponieważ zapewniał mnie, że tego nie robi. Nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji, nie wiedziałam, że już wtedy był problem. Były kłótnie, rozmowy, groźby prośby. Dziecko w drodze.. a tu się sypie wszystko. Robiłam testy, ale i to nie zniechęcało go. Za każdym razem ugłaskiwał mnie. Za każdym razem ten sam schemat... kilka dni miło a później to samo. Wiedział od początku naszej znajomości, że ja nie jestem w stanie tego tolerować. Miałam rodziców alkoholików więc już swoje przeszłam, na szczęście miałam zajebisty kontakt z mama. Na szczęście byłam na tyle mała, że w pamięci zostały mi tylko urywki z awantur i bójek. Wszystko się ułożyło, ale rodzice dopiero od kilku lat żyją w zgodzie. Przeprowadziliśmy się do teściów. Dwa lata temu męża mama zachorowała na raka, sytuacja była już krytyczna nie dawali szans. Chemia, leczenie, przykra sytuacja i dla mnie choć nie znaliśmy się za bardzo. To już był doskonały powód by palic non sto, mówię o paleniu kilkanaście razy dziennie, butla, lufka. I tak dzień w dzień, w tym czasie słyszałam tylko, że się czepiam, że on nie może inaczej, że ma problemy, że to są jego problemy. Wszystko było moją winą, okazałam się nieodpowiedzialną egoistką. Ale trwałam dalej. Starałam się pomagać jak mogłam, ale to, że chodził ujarany dzień w dzień nie dawało mi spokoju. Bo to wpływało na jego zachowanie, Strasznie się od sienie oddaliliśmy. Staliśmy się prawie obcymi dla siebie osobami. Stan mamy bardzo się pogorszył trafiła do hospicjum, gdzie byliśmy na zmiany 24/h. Napięcie rosło. Kłótnie były coraz częstsze. Starałam się jak mogłam. Dwa miesiące temu mama zmarła :( Teraz "leczy" cierpienie. Ale ja tego nie rozumiem, mógł by chociaż godnie przeżyć żałobę, ale dla niego takie odnoszę wrażenie, że tylko to mu pozwala bezkarnie palić. Nic sobie nie robi z tego, że groziłam, że odejdę. Jak coś nie po jego myśli jest to staje się podły do bólu. Oczywiście wszystko jest moja wina, ja rozpieszczam dziecko, tego nie potrafię, nie pasuje mu już nawet sposób w jaki chodzę, a za chwilę staje się miły. Ja już mam dosyć takiej huśtawki nastrojów. Moje całe zycie jest podporządkowane jego humorom. To męczące ciągle słyszeć, że coś się robi nie tak. Trzyma mnie tylko to, że mamy córeczkę, że nie chcę rozbijać rodziny i to, że jak chce potrafi być kochany... Choć już nie pamiętam kiedy było między nami miło i ciepło. To jego zachowanie po paleniu doprowadza mnie do szału. Kocham Go i to sprawia mi ból.
Ciężko być z kimś kto ciagle zwala nie Ciebie winę, zaczynam czuć się jak ułomna, a przecież palenie dzień w dzień niesie za sobą skutki. Tym bardziej, że pali od 16 roku zycia z niedługimi przerwami. Już nie wiem co jest spowodowane ciągłym hajem bądź jego brakiem a co wynika z charakteru :( Jestem naprawdę zmęczona. Bo nie wiem co mam robić bo przecież ani mnie nie bije, ani nie zaciąga długów bo pracuje i zarabia dobrze, tylko to co mówi... czasem mam wrażenie, ze zatrzymał się na etapie 16. Tylko kiedyś tego nie zauważyłam bo doskonale zamaskował wszystkie wady, zamydlił mi oczy, aż do tej pory mnie pieką. Choroba matki, strata matki rozumiem, ale to trawło jeszcze przed tym wszystkim, jak długo mam jeszcze czeać, aż się opamięta?
 
 
Paweł100

Wysłany: 20-10-2014    [Cytuj]

Witaj
Współczuję sytuacji w jakiej się znalazłaś,ja bym Ci zaproponował spotkania z terapeutą jako osoba współuzależniona w ośrodku uzależnień.Ale jeśli Twój partner nie chce rozstawać się narkotykiem to nic nie zdziałasz.
Pozdrawiam
 
 
brooklyn

Wysłany: 21-10-2014    [Cytuj]

czasem mam wrażenie, że to ja się za bardzo czepiam, przez te wszystkie argumenty jakie kieruje do mnie, zaczynam się zastanawiać, czy po prostu się z tym nie pogodzić, że tak musi być i już...
 
 
Paweł100

Wysłany: 21-10-2014    [Cytuj]

Możesz się czepiać bo ma prawo Ci coś nie pasować,a miłość polega na tym że czasem trzeba iść na kompromis bo przecież chce się do drugiej osoby dobrze nie ? Jego wytłumaczenia to mechanizm iluzji,wszystkie argumenty są po to żeby bronić swojego uzależnienia.
Możesz się z tym pogodzić,ale raczej nie będziesz szczęśliwa.
 
 
brooklyn

Wysłany: 21-10-2014    [Cytuj]

nie wiem, czy jestem w stanie zapewnić mu "rodzicielską miłość", ponieważ nie miał jej od swoich rodziców. Mama robiła dla niego wszystko, ale nie była zbyt wylewną i uczuciową osobą, ale wiem, ze robiła dla niego z ojcem wszystko, żeby miał wszystko i o nic się nie martwił. Brakuje mu miłości. Ale w tym wszystkim traktował swoją matkę okropnie, był dla niej podły, czy to, że nie okazywała mu uczuci jest powodem do pomiatania ludźmi? Bo w tym momencie przekierował swoje zachowanie w stosunku do mamy na mnie. Co z tego, że poświęciła mu wszystko jak i tak on nią pomiatał. Czy myślisz, że jestem egoistką?
 
 
brooklyn

Wysłany: 21-10-2014    [Cytuj]

wiem, że się stara bo widzę to, stara się być kochającym ojcem. Ale obawiam się, że przez to uzależnienie nie potrafię już ... jestem uprzedzona po prostu. Nie jestem w stanie myśleć już o niczym innym.
 
 
MKA

Wysłany: 21-10-2014    [Cytuj]

No właśnie. Ja,choć mam zupełnie inny przypadek to stanęłam przed dylematem,przed którym Ty powinnaś stanąć.Albo końcyzsz to definitywnie i stajesz na nogi,znowu szukasz szczęścia albo godzisz się z takim stanem rzeczy albo walczysz o niego, tylę że w tym wypadku potrzeba baaardzo dużo cierpliwości, bycia pewnym swoich racji i szukania różnych dróg pomocy.Ważne jest też jego nastawienie. Ja też chciałam wpłynąć na bliskie mi osoby,które palą,ale gdy z nimi przebywałam zaczęłam myśleć,że to ja fiksuje i może rzeczywiście zioło nie wyrządza człowiekowi dużego zła. Ja wybrałam pierwszą opcję. Miałam o tyle łatwiej,że oprócz miłości,która silnie trzymała mnie przy pewnej osobie,nie miałam żadnych zobowiązań. Czy czuję się lepiej? Nie wiem, minęło zbyt mało czasu, ale jakby mam świadomość,że układam sobie życie i odcinam się kompletnie od tego co było. Wierz mi,że bardzo to przeżywałam. Cierpiałam, bo widziałam jak palenie zmienia ludzi,obojętność i życie bez perspektyw, za to z ciągłym paleniem, hajem dobijało mnie. Myślałam, tez że mam również przyjaciół wśród palaczy ,ale w pewnym momencie przejrzałam na oczy: łączyła nas tylko ganja. Zostawiłam to za sobą ,bo takie relacje nie dobrego dla mnei nei przyniosły.
 
 
Paweł100

Wysłany: 21-10-2014    [Cytuj]

Brooklyn absolutnie nie uważam że jesteś egoistką i szkoda mi Ciebie,niestety nie potrafię Ci pomóc ale jak już wcześniej pisałem jeśli czujesz że przestajesz sobie radzić z byciem z osobą uzależnioną skorzystaj z porady terapeuty w ośrodku uzależnień.Można znaleźć darmową pomoc w większych miastach i myślę że to dobre miejsce by opowiedzieć o zachowaniach partnera i wspólnie znaleźć rozwiązanie.Jeśli byś była chętna możemy Ci pomóc poszukać darmowy ośrodek w Twoich okolicach.
Pozdrawiam
 
 
brooklyn

Wysłany: 22-10-2014    [Cytuj]

chodzę do psycholog, jako osoba współuzależniona. To było dla mnie jasne, ale musiałam to usłyszeć, że cały mój świat kręci się wokół jednej osoby, którą jest mój mąż. Wchłonął mnie. Jeden wniosek- muszę sama zdecydować co będzie dla mnie i dla dziecka najlepsze i dowiedzieć się czego w życiu chcę tak naprawdę. Znacie to przysłowie... im dalej w las...Dokładnie tak się teraz czuję, bo mam straszny mętlik w głowie, bo z jednej strony mam dość, a z drugiej strony nie mam siły by stanąć i bronić siebie. Długa droga przede mną.
 
 
Znerwicowana

Wysłany: 03-04-2015    [Cytuj]

Hey brooklyn , bardzo poruszyla mnie twoja historia i jestem ciekawa jak sobie radzisz ? Pozdrawiam
 
 
Koralina

Wysłany: 24-06-2015    [Cytuj]

Niestety z uzależnieniem od marihuany trzeba walczyć i nie można pozostawiać tego naturalnemu biegowo. Uzależnienie prędzej czy później zmienia człowieka, niszczy jego zdrowie i stosunki z bliskimi osobami. Z tego co czytałam marihuana poważnie wpływa na psychikę, może powodować paranoje, a nawet choroby psychiczne (http://www.biomedical.pl/aktualnosci/marihuana-moze-miec-wplyw-na-zaburzenia-psychiczne-12256.html), dlatego musisz próbować. Życzę Ci tego, aby udało się zmienić męża i abyście mogli tworzyć szczęśliwą rodzinę, mimo wyrządzonej Ci krzywdy.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
[ ODPOWIEDZ ]
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme xandgreen created by spleen modified v0.3 by warna