Uzależnienia - Forum - Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 


Poprzedni temat «» Następny temat
czy to na pewno ten Jedyny?
Autor Wiadomość
Ning

Wysłany: 15-05-2010    [Cytuj]

Witam wszystkim serdecznie. Nie wiem, gdzie szukać pomocy, do terapeuty na razie boję (wstydzę?) się pójść. Mam 22 lata. Jestem z chłopakiem od 3 lat. Mamy wiele problemów, ale wydaje mi się, że najważniejszym i najbardziej istotnym w naszym związku, jst palenie marihuany przez niego. Nie toleruję tego, sama paliłam raz, w wieku 15 lat, z czystej ciekawości, z "przywileju" wieku. Nie ciągnie mnie do tego i nigdy tak nie było.
Mój chłopak obraca się w towarzystwie palaczy, w rodzicach nie ma większego oparcia. Mozna powiedzieć, że nigdy nie miał odpowiedniego wzorca. Jest dobrym człowiekiem, ale ma ogromny problem z marihuaną. Wiele razy z nim o tym rozmawiałam, ponieważ nie chcę żeby mój chłopak się "truł" i niszczył sobie w taki sposób życie. Wiem, że na początku źle postępowałam, kłóciłam się z nim, żądałam obietnic, tylko wymagałam. Zraziłam go tym do siebie, jeśli chodzi o ten temat. Chciałabym z nim porozmawiać. Ale nie wiem jak. nie wiem jakich argumentów użyć, aby zrozumiał, zauważył, ze nawet jeśli teraz nie ma powaznych problemów, to kiedyś,w przyszłości mogą się pojawić, dlatego że pali. Każda rozmowa kończy się jego atakiem. Mówi, że robi to dla przyjemności, bo lubi, tak jak ja np. lubię coś wypić (nie piję dużo), że lepiej się po tym bawi. Przykro mi, że musi "upiększać" sobie życie paleniem. Mówi mi, że w przyszłości nie będzie tego robił, gdy już będziemy myśleli naprawdę poważnie o rodzinie itd.. Ale nie wiem czy w to wierzyć. Jeżeli teraz nigdy nawet sam nie pomyślał, żeby z tym skończyć, chociaż dobrze wie, ze tego nie toleruję, to nie sądzę, zeby w przyszłości coś się zmieniło. Chcę żeby mój chłopak był zdrowy, żeby cieszył się życiem, takim jakie jest. Już nie mam siły żeby się denerwować. Jest mi naprawdę przykro, że tak daleko z tym zaszedł. Pali od 7 - 8 lat. To naprawdę długo. Boję się o niego. Ale takie argumenty nie docierają do niego. Proszę, pomóżcie. Z góry dziękuję. Już naprawdę nie wiem co robić, jak rozmawiać. A może po prostu ułożyć sobie życie bez niego? Wiem, że poradziłabym sobie. Przez to jego zachowanie, zastanawiam się czy to na pewno ten Jedyny? Pozdrawiam. :*
 
 
Ning

Wysłany: 15-05-2010    [Cytuj]

Najgorsze jest to, że powiedział mi, ze taki jest i takiego powinnam go zaakceptować. Że może dla mnie z tego zrezygnować, ale zawsze będzie uważał, że to głupia decyzja. Zresztą... nie jestem jego mamą, ani żoną, zeby mu czegoś w życiu zabraniać, sam musi do tego dojść. Chciałabym mu z tym pomóc. Wiem, że podobnym tematów było już pełno, ale wydaje mi się, że każdy jest bardzo indywidualny.
 
 
gomora

Wysłany: 17-05-2010    [Cytuj]

Ning, Twoje słowa "A może po prostu ułożyć sobie życie bez niego? Wiem, że poradziłabym sobie." mówią same za siebie. Tu były kobiety, które nie wyobrażały sobie życia bez 'niego', ale odeszły i dały rade, Ty już teraz wiesz, że sobie poradzisz. I jeśli odejdziesz to sobie poradzisz - gwarantuje :)

Nie wierz w słowa, że jak zaczniecie poważniej myśleć o rodzinie to przestanie palić, to nie prawda, bo jest uzależniony, a uzależnieni ludzie myślą w innych kategoriach. Np. najpierw powie, że przestanie jak zamieszkacie razem - nie zrobi tego, potem, że jak weźmiecie ślub - nie zrobi tego, potem, że jak będą dzieci.... i tak w kółko. Czy jest sens?

Jesteś w takim samym wieku jak ja, zaczynasz swoje prawdziwe dorosłe życie, odpowiedz sobie na pytanie, czy chcesz to życie spędzić u jego boku walcząc z wiatrakami? Czy dasz rade, kiedy Wasze wspólne pieniądze zamiast na 'domowe' potrzeby będą szły na trawę? Podejmij decyzję, zanim jeszcze nie jest za późno. Możesz zajść w ciążę. I co wtedy? Myśl o przyszłości.

Twój facet nie przejawia żadnych chęci do zerwania z nałogiem... "Najgorsze jest to, że powiedział mi, ze taki jest i takiego powinnam go zaakceptować." - też to słyszałam, nie zaakceptowałam. "Zresztą... nie jestem jego mamą, ani żoną, zeby mu czegoś w życiu zabraniać, sam musi do tego dojść. Chciałabym mu z tym pomóc." Ale jesteś jego kobietą! Masz prawo powiedzieć nie, ale zakazy nic nie dadzą. I masz rację, że sam musi do tego dojść. I pamiętaj, że dopóki on nie postanowi tego rzucić to Ty jesteś bezsilna, sama za niego nie pokonasz nałogu, to musi być w nim. Na siłę nikogo nie uszczęśliwimy. Pomyśl o sobie w tym momencie, o swoim szczęściu...

Jeśli chcesz walczyć to spróbuj iść na terapię dla współuzależnionych, tam Ci pomogą. Na forum znajdziesz namiary na takie ośrodki w swoim mieście.

Powodzenia w podjęciu decyzji :)
 
 
Ning

Wysłany: 17-05-2010    [Cytuj]

Dziękuję. Naprawdę dziękuję. Twoje słowa utwierdziły mnie w tym, ze to nie ma sensu. Przed przeczytaniem Twojej odpowiedzi rozmawiałam z nim. Sama agresja z jego strony. Nic więcej. Słowa, takie jak "nie kochasz mnie", "nie zależy Ci na mnie", "Nie szanujesz mnie ani naszego związku" - same bzdury. Nie chce z tym skończyć i niech tego nie robi. Świadomie wybrał palenie. Ja niestety nie dorosnę za niego.
 
 
Sarnaa3
walcz a wygrasz:-)

Wysłany: 17-05-2010    [Cytuj]

Świete słowa 'na siłę nikogo nie uszcześliwisz'-myślę jednak że jest cień nadzieji na ratunek waszego związku,wspominasz że "lubisz sobie wypić"zostaw to i pokaż mu że potrafisz istniec bez tego a wtedy on nie będzie miec argumentu w kłótni.Wiem bo to przerabiałam nieraz,a to że krzyczy to znaczy że wie o tym że źle robi ale nie ma siły sie do tego przyznać-przerabiam to co 2tyg.Bo odejsc to jest najłatwiej -trudniej podjac decyzje o walce.Ja walcze a ty zrób to co ci serce dyktuje.
A co do terapeuty to nie taki diabeł straszny-chociaz mi nie pomógł muszę go zmienić.
POWODZENIA ŻYCZE I MĄDROŚCI W PODEJMOWANIU DECYZJI.NIE SŁUCHAJ INNYCH ZRÓB TO CO CZUJESZ.TY WIESZ TO NAJLEPIEJ.
 
 
miodzio

Wysłany: 18-05-2010   sluchanie innych [Cytuj]

uczucia moga czlowieka zwodzic - miliony zon alkoholikow robi to co czuje (czytaj: zaglebia sie we wspoluzalznieniu) - mysle, ze warto jednak brac pod uwage to, co mowia inni - zwlaszcza jak sa to osoby znajace sie na rzeczy jak terapeuci
 
 
Ning

Wysłany: 18-05-2010    [Cytuj]

Najgorsze jest to poczucie winy, że powinnam mu pomóc.
Że zostawiam go samego z tym.. a przecież nie jest do końca świadomy, co robi. Ale z drugiej strony czy on tak naprawdę nie zostawił mnie z tym wszystkim samej już dawno temu, kiedy była pierwsza rozmowa o tym? Ciężko nie myśleć, że nadal to robi i nadal się truje. Ale chyba pora zacząć poważnie myśleć o sobie. Nie chcę mieć męża, który jest bardzo agresywny i nie zwraca uwagi na moje uczucia. To chyba największy i najważniejszy argument. Wydaje mi się, że po tylu 'walkach' z nim i z ziołem nie ma sensu dalej kierować się uczuciami, a jedynie rozsądkiem, który mówi, że trzeba odejść. I tak tez zrobiłam. Dziękuję Wam Kochani za wszystkie odpowiedzi.
 
 
Ning

Wysłany: 18-05-2010    [Cytuj]

potwierdzeniem mojego dobrego wyboru, było po pierwsze jego zachowanie (agresja, krzyk i obwinianie mnie), po drugie jego niechęć do dalszej rozmowy, gdy powiedziałam, ze w moim życiu nie ma na to miejsca. Pora zacząć nowe życie:) bez ciągłego zamartwiania się:) a może ktoś kiedyś zrozumie jaki popełnia błąd. A moze utwierdzi się, ze nie mam racji i dalej będzie w tym tkwił.
 
 
gomora

Wysłany: 18-05-2010    [Cytuj]

ciężko odejść i poczucie winy jest, nawet jak minie już trochę czasu to ono gdzieś tam jest... ale nie poświęcę swojego szczęścia dla trawy, bo w imię czego? miłości? trochę zbyt wielkie poświecenie, zniszczyć siebie - takie jest moje zdanie.

A bycie z osobą uzależnioną jest trudne i odejście też. na pewno widząc/słysząc historię kobiety, która jest np. z mężem alkoholikiem, który znęca się nad nią fizycznie i psychicznie zadajesz sobie pytanie: po co ona z nim jest? dlaczego nie odejdzie? my jesteśmy/byłyśmy w podobnej sytuacji, palenie przez ukochaną osobę niszczy naszą psychikę. I to nie jest tak, że łatwo jest odejść, uważam, że to była jedna z trudniejszych decyzji. I nie jest tak, że odpuszcza się bez walki... Tylko kiedy się zauważa, że to walka z wiatrakami, że nie przynosi żadnych efektów to się odchodzi, póki nie jest za późno.

Po odejściu odzyskałam dawną siebie, zaczęłam się znów śmiać, bawić, cieszyć, wychodzić. Odzyskałam własne szczęście. Bo trójkąt z nim i z marihuaną niszczył mnie, co zauważyli wszyscy naokoło, rodzina, przyjaciele. Tylko ja nie chciałam, bo przecież muszę mu pomóc. I co z tego? Ja się spinałam, starałam, próbowałam a on szedł po kolejne gramy.

Gdy wracam do domu nie zastanawiam się jak bardzo się upalił, gdy wieczorem jestem w domu nie zastanawiam się o której wróci, czy wróci, czy sam, czy z kolegami i paleniem. Nie słyszę ciągłych wyrzutów. Nie wkurzam się, że prosiłam go o zrobienie rzeczy x, a on olał sprawę i poszedł palić. Nie przeżywam ciągłych kłótni i awantur. Nie stresuje się.

Teraz zdarzają się chwile, kiedy mam poczucie winy. Ale to mija gdy tylko słyszę/widzę jaki jest szczęśliwy, że bez gadania i 'rycia bani' może palić i jakie to dla niego cudowne sratata. Bzdura. Myślę sobie wtedy: Twoje życie, Twoje zdrowie chłopie. Ja nie chcę iść razem z Tobą na dno. Może jak go dosięgniesz to otrzeźwiejesz, zmądrzejesz i się odbijesz, oby! Ale już beze mnie, bo ja zasługuje na lepsze życie.

Gdyby powiedział Ci: "mam problem z paleniem, chce rzucic, pomóż" a Ty byś wtedy odeszła to można mieć poczucie winy. Ale nie kiedy taki kawał swojego życia poświeciłaś dla niego i dla walki z jego nałogiem a on ma to w dupie. Trochę rozsądku.
 
 
Ning

Wysłany: 18-05-2010    [Cytuj]

święta racja.
 
 
suzi84

Wysłany: 19-05-2010    [Cytuj]

GOMORA!
podpisuję się pod tym co sama napisałaś!
 
 
Violeta

Wysłany: 20-05-2010    [Cytuj]

O tak, Gomora super posta napisała :)

Ja się uczę konsekwencji, bo tego, nam współuzależnionym najbardziej brakuje. Kiedyś zdarzało się, że pożyczałam kasę mojemu małżowi na jaranie(wiem, niemądre to...) ale w końcu mu powiedziałam, że koniec z tym, już mu nigdy nie pożyczę. I dziś chciał pożyczyć pare złotych i ja tak mało myśląc mówię OK, pożyczę ci. Ale za chwilę myślę sobie, że kuźwa miałam uczyć się konsekwencji. No i mu po chwili powiedziałam, że jednak nie pożyczę. Jeszcze próbował kombinować, że niby na bilety potrzebuje itd. ale nie dałam się. Wyszedł z domu bardzo niezadowolony, że ma taką niedobrą żonę...

Także uczę się konsekwencji, warto zacząć od takich małych kroków, jak ja:)

Pozdrawiam wszystkich i mojego małża jeśli to czyta.
 
 
suzi84

Wysłany: 20-05-2010    [Cytuj]

O Ty niedobra żono!

Viola! dobra robota! nie daj sie manipulantowi!
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
[ ODPOWIEDZ ]
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme xandgreen created by spleen modified v0.3 by warna