Witam ponownie.Co się stało -mój jaśnie pan maż ograniczył palenie jednak patrzac mi w oczy powiedział że rzucenie nie wchodzi w gre.BAMBA to miłość jego życia i nigdy jej nie rzuci.Myslę iż powrót do nałogowego palenia jest kwestią czasu.
Czasami myslę że to walka z wiatrakami
Normalnie WYSIADAM
Mam DOSYĆ
A najgorsze jest to że tracę checi na walke dalej-chociaż tak zachecałam was wszystkich do tego
Może to tylko kryzys ale potrzebuję ludziska waszego wsparcia
Piszcie bo szlag mnie trafi
Sarnaa3 - mój mąż to samo, najpierw obiecał, że rzuci, a potem, że tylko może ograniczyć, bo za bardzo to lubi i szkoda mu to rzucać. Ja na razie nie walczę, już nie...
To uzależniony musi sam podjąc taką decyzję, pod naciskiem to się nie uda. Musi coś się zadziać, coś się zdarzyć, że taka osoba spojrzy na swój nałóg, jak na chorobę, jak na zaburzenie, musi dojrzeć do tego. A czy dojrzeje?? To już kwestia osobowości.
wielkie dzieki za odzew.
nie mam ju z siły i ochoty walczyc.z domu nie mogę wyzucić bo dzieciaki wariują na jego punkcie ale zaczełam go olewac konkretnie,nic mu nie robie KONKRETNIE NIC.
POMOCĄ dla siebie zajme się ciut później bo teraz najbardziej potrzebują mnie dzieci a pozatym nie mam możliwosci biegac na spotkania bo mam 1,5 rocznego synka i nie mam z kim go zostawic,wiec jest jak jest.
Mam tylko nadzieję ze wytrzymam tyle ile trzeba.
POzdrawiam i odezwe sie za jakis czas
Może coś podpowiem. Gdy ja chodziłam na terapię to dwie koleżanki też miały małe dzieciaczki. I tutaj nasze terapeutki można powiedzieć spisały się na medal. Poprosiły jedną z pań psycholog aby raz w tygodniu poświęciła dwie godzinki nad opieką w pokoju dla dzieciaków. I udało się. Tak więc sporo rzeczy da się pogodzić. Może i u Ciebie byłaby taka możiwośc. Warto spytać.
moje samopoczucie jest do bani.
wraca temat TEŚCIOWA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
ta kobieta nie umie życ bez dobijania-można to tak nazwać-mego jaśnie pana męża.
chociaż nie! źle pisze ona musi żyć życiem adama a przez to że załatwia za niego wszystkie sprawy on sam nie umie nic zrobić.Pyta sie go człowiek -co pan umie robić,czym sie zajmuje itd..-a on nie zdażył nawet słowa powiedzieć już ona wyjaśniła,nie pozwala mu samemu działac i uważa że jeśli on sam się za to weźmie to schrzani.A on jak ten cielak jej przytakuje.Ludzie to jest koszmar,ja nie wiem co mam robić dalej.
Kocham mego jaśnie męża ale rece mi opadają i nie mogę pojąć jak można być tak zależnym od matki.
Gdy mówię jej idź na terapie bo jest źle a ja cierpię najbardziej bo szanuję ciebie i mego męża to ona mówi -ZOSTAWMY TO- i dalej myśli jak załatwić sprawy za adama.
KOSZMAR normalnie koszmar.
Czasami mam ochote to wszystko rzucić i nawalić się jak meserszmit,jednak wiem że kłopoty nie znikną i tak trzeba będzie się z nimi zmierzyć tylko że z bolącą głową.ha,ha.
A co do tego żeby pani psycholog w poradni zajęła sie maluchem to sie spytam.
WIELKIE DZIEKI ZA PODPOWIEDŹ.
no właśnie dobrze powiedziane MASAKRA.Mam nadzieję ze nie zwariuję i wygram.WALCZĘ I MUSZĘ WYGRAĆ BO INACZEJ MIŁOŚĆ NIE MA SENSU.Dam znac jak nastąpi coś ciekawego.
Pozdrawiam i życzę powodzenia wszystkim
Racja,podjęłam ostatnią próbę ratowania małżeństwa-postawiłam ultimatum ALBO ZAŚWIADCZENIE OD LEKARZA ŻE PODJĄŁ TERAPIĘ ALBO NIE MA CZEGO SZUKAĆ W DOMU-i było to w sobotę a wczoraj miało być zaświadczenie-nie było i nie wrócił do domu na noc.
Teściowej powiedziałam że nie ma już odwrotu od mojej decyzji-a ona na to -ZOSTAWMY TO I ZOBACZYMY JAK TO BĘDZIE.
Do mamusi napisał że jest tchórzem i nic na to nie poradzi.
LUDZIE a ja czuję się super-jest ciężko z trójką dzieci i psem ale jakoś radzimy wiem że jestem górą bo stoję twardo a dla nich to że nawet jeden dzień postawiłam na swoim to szok.
WIEM ŻE WYTRWAM I TO NIE TYLKO JEDEN DZIEŃ JAK BĘDZIE TRZEBA(mam nadzieję ,że jutro dostanę zaświadczenie)
No to bądźmy dzielne i wytrwałe
od poniedziałku nie widziałam mego męża.
spotkałam się z terapeutą utwierdził mnie w moich przekonaniach że czas najwyższy podjąć decyzję o poukładaniu sobie życia.
Jutro jade powiedzieć mu o moich warunkach i decyzjach.
Jeśli podejmie decyzję o leczeniu na miejscu to nie wraca do domu ale idzie mieszkać do mamusi i będzie musiał pokazać mi że potrafi zrezygnować ze wszystkiego a jeśli podejmuje leczenie w ośrodku będe na niego czekac i będę z nim w każdej sytuacji.
Nie wiem co on podejmie ale ja wiem co postanowiłam.Trzymajcie za NAS kciuki!
Witam wszystkich .
sytuacja przedstawia się następująco-okazuje sie że mój mąż bierze amfetaminę od 15 roku życia!fajnie co!!!!!!!
szok złość płacz pogarda strach i zwątpienie-to wszystko mam w sobie
konkretne warunki sprawiły że na 99%jedzie w polskę do ośrodka na ponad rok na terapie.jeszcze nie wiem gdzie .
uwierzę jak zamknie drzwi tego ośrodka na moich oczach ma to być we wtorek 24.
kocham go jednak nadal i powiedziałam ze będę czekać.
dam znać jak bedzie po wszystkim
Ehh kobitki, my to mamy, też teraz nie wiem czy mam czekać czy ruszac naprzód. Z tym, że ja nie jestem jakoś bardzo odpowiedzialnie z nim związana typu małżeństwo. I co tu robić.. posłuchać uczuć czy rozsądku...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach